Domkruszki: Tajemne ścieżki wszystkich moich kotów
Nie umiałabym teraz wymienić ich imion, choć wiem, że wszystkie je nazywałam.
Nie umiałabym opowiedzieć o futerkach i ich plamach, o ogonkach i ich łapkach, o tym, jak im się kładły na pyszczku wibrysy i czy reagowały na „kici-kici”. Gdzieś zgubiłam pamięć ich pomruków, tony ich pomiaukiwań, nie wiedziałabym, który koci gest przypisać do kociego ciała.
Ale przecież były.
Koty wałęsały się całymi czeredami wokół domu. Panoszyły się w ogrodzie i na grządkach, wyłaziły z zakamarków chlewika i spomiędzy drzewek. Były małe i duże, łaciate i pręgowane, a czasem przyprowadzały za sobą równy rządek piszczących, puchatych kulek. Przynosiły nam myszy. Spotykały mnie, gdy bawiłam się przy innym domu – wychodziły wtedy z obcych krzaków z taką miną, jakbym to ja wpadała do nich w odwiedziny. A czasem znikały, rozpływały się bez miauknięcia po to, by kilka dni później objawić się w martwej materii przy brzegu ulicy.
Raz w taki sposób zajrzałam w oczko śmierci – pełne białych larw wśród skropionego czerwienią krwi kociego ciała.
Koty rozpanoszyły się wszędzie. Nawet w moich wspomnieniach ułożyły się wygodnie jak na słonecznej kanapie. Jedno z pierwszych zdjęć, jakie pamiętam, jedno z ulubionych, do których wracam jest przecież naznaczone ich doskonałością. Na tym zdjęciu siedzę na ławce – ja i moje na oko cztery lata, ja i moja słodka sukieneczka w bordowo-czarne pasy, do dziś pozostające kolorami mojego serca. W dłoni mam kijek ze sznurkiem i papierową witką, skręcony najpewniej przez tatę i dziadka, a dookoła mnie…
Oczywiście, że koty.
Koty skupione i rozstawione, czyhające na tle wiosennego buroszarego podwórka. Wpisane w moją historię razem ze wszystkimi zakamarkami stuletniego domu.
Patrzę czasem na trzy kociszcza, które teraz mruczą w moim życiu. Nie wiem, czy one wiedzą. Nie wiem, czy czują, że nie wzięły się znikąd. A może gdzieś między ludzkimi dźwiękami i kosmosem kocich spraw słyszą mruczenia kocich pokoleń, tych, które już przetoczyły się przez moje życie.
Może mój ludzki głos otacza mgławica kocich mruczeń, z kocią nonszalancją krążących na granicach żyć i śmierci.
