• Ostatni na ziemi

    Nie czuj presji. Nie czuj presji. NIE-CZUJ-ŻADNEJ-PRESJI. Ale czy można nie czuć presji w moim położeniu? W moim opłakanym, przekichanym, zaplutym położeniu, a raczej – w moim locie, w moim pędzie, w moim szybowaniu do ziemi? Nazywam się Żorżo, strach mnie rypie na przełaj i właśnie spadam z macierzystego drzewa. Jestem ostatnim żołędziem na ziemi. *** Jak to się stało? Nie wiem. Gdy byłem małym żołądkiem, gałęzie mruczały mi do snu, że kiedyś było nas więcej. Ach, te żołędzie – szumiały liście między sobą, gdy chlorofil uderzał im do głowy – w sześćdziesiątym siódmym żołędzie takiego guza nabiły kotu, że wyglądał jakby miał trzy łby! Ale to nie był sześćdziesiąty…

  • powieści Sylwii Dec

    O powieściach, podróżach i plikach Excela

    Ostatnio pomyślałam sobie, że nudzi mnie elitaryzowanie sztuki i pisania. To gadanie o ambitnej prozie. To przyklejanie łatek prostego czytadełka dla książek, które pobudzają emocje tysięcy ludzi i łatek wielkiego dzieła dla tych, które pobudzają trzech krytyków. To ocenianie tego, kto czyta i co czyta – z założeniem, że jeśli sięgasz ku tej konkretnej półce w księgarni to na pewno jesteś tym konkretnym człowiekiem. Jakby okładki książek były pytaniami w tanim psychoteście. A w te lato to znudzenie uderza mnie coraz bardziej. To lato jest momentem, gdy pisanie i tworzenie czuję nie w ideach, tylko w materii. Nie chcę rysować cienkim ołówkiem na delikatnym papierze. Może słodkie serduszko, może eleganckie…

  • O baśniach, pociągach i burzach przedwiośnia

    Od stycznia robię we wtorki szaloną rzecz, by spotkać baśnie. Wsiadam o piątej rano w pociąg. Jadę z Białegostoku do Warszawy, ale tak naprawdę – dosypiam, kończę te sny, które musiałam przerywać o trzeciej nad ranem. Z Dworca Centralnego wsiadam w autobus – jadę do warszawskiego biura mojej firmy. Tam pracuję osiem godzin, potem idę na kolejny autobus, śmigam na drugą stronę Warszawy i jestem. Wtorkowe wieczory spędzam na kursie opowiadania historii na żywo. Nie planowałam tego zupełnie, choć zgrało się idealnie z moim najnowszym projektem. Po prostu znalazłam informację, a może to informacja znalazła mnie, i tak już tam sobie jestem. I wiecie co? Choćbym nie wiem, jak zmęczona…

  • Sylwia Dec

    7 małych-wielkich rzeczy, które zrobiłam w 2022 (i 2, które planuję na 2023)

    Pierwszy wydany e-book, pierwsza strona, pierwsza ukończona powieść – w roku 2022 sporo się działo. Ale lekcja, jaką z tego wyniosłam, jest bardzo nieoczywista. Zapraszam więc na opowieść o minionym roku, na małe spoilery co do kolejnego roku i na mój ulubiony życiowy wniosek z tych 12 miesięcy. Rzecz 1: Przetrwałam Być może jakiś coach sukcesu dostałby zawału na wieść o tym, że coś takiego otwiera moje podsumowanie. Ale pardon, first thing first, dokładnie #takbyło. W rok 2022 wchodziłam z pochlastanymi nerwami i jednym wielkim znakiem zapytania. Nie wiedziałam, co dalej robić ze sobą w życiu, żeby nie zwariować. Moje pokolenie miało w szkole przysposobienie obronne – ale nikt nie…

  • O rozstaniach i powrotach

    Złotawe kruszyny piasku przesunęły się delikatnie pod naporem lśniącej w słońcu fali, a Stworzonko poczuło przyjemne łaskotanie w stopki. Podwinęło okrągłe paluszki, miękkie łapki wsadziło w piasek i zwinęło się jak cynamonowa bułeczka, by poczuć całym sobą to słońce, tę delikatność piasku i te ciepło, które miło grzało po stworzonkowym ciałku. – Haloooo, kochaniutkie – usłyszało nagle jednak krzyk koło swojego uszka. – Co to jest za spanie? Nie ma żadnego spania! Na grzbiecie poczuło ucisk kościstych łapek i zanim zdążyło zaprotestować, wylądowało w piasku i morskiej toni, która wdarła się do noska. Zerwało się, prychnęło i wypluło resztki słonej wody, strząsnęło krople z sierści i spojrzało przez siebie. Miał…

  • Dzienniki betonowe

    Dzień 1342, popołudnie Żyję z nimi tak długo, że zapominają o moim istnieniu. Nie myślą o mnie. Nie wspominają mnie. Gdy mówią do istot wokół, nie ma tam słów dla mnie. Czasem mnie to drażni. Irytuje. Boli. Czasami, gdy szary deszcz zalewa moje szare oczy, mam wrażenie, że płynie nie z chmur, tylko z mojego serca. Ale ja przecież nie mam serca. Ja jestem tylko szarością i ciężarem, konstrukcją i fizyką, nie ma we mnie ani grama żywej tkanki. Poza nimi. Nie mam swojego serca, bo posiadłem serca ich wszystkich. To chyba jedyny plus istnienia, gdy jesteś starym, zniszczonym przez czas i ludzkie ręce wieżowcem. Dzień 1343, poranek O przepraszam,…

  • E-book i inne cuda

    O tym, jak stanęłam za ladą Sklepiku z Kosmosami

    Mam takie zdjęcie w telefonie, które zawsze będzie mi przypominało czas, gdy powstawał mój pierwszy e-book. Na tym zdjęciu mam krótkie spodnie, bluzę w kwiaty i obłęd w oczach. Siedzę na swojej kanapie, w jednym ręku trzymam kawałek pizzy, w drugiej – złoty kubek, który kryje w sobie wino. Zdjęcie robi mój mąż – jedną ręką, bo w drugiej także lawiruje z pizzą. Czy to fotka z imprezy? Czy to fotka z kacowego poranka? Ależ skąd! Tą fotkę można by nazwać: jak naprawdę wyglądają pisarze po pracy. Zrobiłam ją 37 minut po odpaleniu Sklepiku z Kosmosami. *** Lata prowadzenia warsztatów nauczyły mnie, by na swojej liście Rzeczy Do Przygotowania się…

  • O deszczu, wilkach i Profesjonalnej Pisarce

    Gdybym nie wpadła na pomysł zarabiania za pomocą takiej czynności jak pisanie, mogłabym dorabiać jako barometr. Serio. Mogłabym być papugą, która siedzi na ramieniu kapitana piratów i drze mordę, jak ma iść deszcz. Wyczuwałabym go znikąd. Dookoła piękne morze, bezchmurne niebo, spokój i łagodny wietrzyk, a tu nagle rozlega się mój wrzask. I już wiadomo, że idzie na burzę, wichurę i ogólnie armaggedon. Niestety jednak, życie nie zaproponowało mi posady papugi kapitana piratów, tylko codzienność zwykłej Sylwii. W efekcie odkąd świat zmienił się na bardziej jesienny, mój mózg budzi się około godziny dwunastej. Moja głowa reaguje migreną na każdy deszczyk. A jeśli pada na przykład trzy razy dziennie, to ja…

  • Huśtawka starego domu

    W starym, bardzo starym domu, w dzikim, bardzo dzikim ogrodzie huśtawka skrzypiała jak koło od wozu, który wiezie trumnę. Dokładnie tak i nie inaczej – to skrzypienie miało w sobie skrzek umierającego drewna, trzask załamującej się szubienicy i tę nutę zawodzenia, która rozlega się w pierwszej chwili po śmierci, gdy ktoś trzyma rękę bliskiej osoby i dociera do niego, że w tej chwili, w dokładnie tej chwili ta osoba umiera, a jej dusza bezpowrotnie rozłącza z ciałem, zostawiając tylko martwe kręgi źrenic za sobą. Dokładnie tak skrzypiała huśtawka, który bujała się na wietrze w dzikim, bardzo dzikim ogrodzie, naokoło starego, bardzo starego domu. Gdyby drzewa rosnące w ogrodzie umiały mówić,…

  • O tym, jak (nie) zostać Quentinem Tarantino czarnych scenariuszy

    Ostatnio poczułam, że męczą mnie czarne scenariusze. Ale jakie czarne scenariusze? – myślicie pewnie. Czy człowiek, który tak się uśmiecha, jest zdolny do snucia jakichkolwiek scenariuszy, ciemniejszych choć odrobinę od żółtego, pięknego słonecznika? Ha-ha. Zdziwilibyście się. Cały czas dyskutuję sobie z moją wewnętrzną krytyczką na temat tego, jak bardzo źle/dobrze piszę teksty, ale w kwestii czarnych scenariuszy nie mam nawet cienia wątpliwości. Jestem Quentinem Tarantino czarnych scenariuszy. Moje czarne scenariusze wjeżdżają w moje życie jak góra lodowa w Titanica, a patent żeglarza po morzu zwątpienia wyssałam razem z mlekiem matki. Są ludzie, którzy na każdą szklankę w połowie pustą znajdą radosne uzasadnienie. Ja węszę podstęp i nieszczęście, gdy nadmiar wody…