• powieści Sylwii Dec

    O powieściach, podróżach i plikach Excela

    Ostatnio pomyślałam sobie, że nudzi mnie elitaryzowanie sztuki i pisania. To gadanie o ambitnej prozie. To przyklejanie łatek prostego czytadełka dla książek, które pobudzają emocje tysięcy ludzi i łatek wielkiego dzieła dla tych, które pobudzają trzech krytyków. To ocenianie tego, kto czyta i co czyta – z założeniem, że jeśli sięgasz ku tej konkretnej półce w księgarni to na pewno jesteś tym konkretnym człowiekiem. Jakby okładki książek były pytaniami w tanim psychoteście. A w te lato to znudzenie uderza mnie coraz bardziej. To lato jest momentem, gdy pisanie i tworzenie czuję nie w ideach, tylko w materii. Nie chcę rysować cienkim ołówkiem na delikatnym papierze. Może słodkie serduszko, może eleganckie…

  • O deszczu, wilkach i Profesjonalnej Pisarce

    Gdybym nie wpadła na pomysł zarabiania za pomocą takiej czynności jak pisanie, mogłabym dorabiać jako barometr. Serio. Mogłabym być papugą, która siedzi na ramieniu kapitana piratów i drze mordę, jak ma iść deszcz. Wyczuwałabym go znikąd. Dookoła piękne morze, bezchmurne niebo, spokój i łagodny wietrzyk, a tu nagle rozlega się mój wrzask. I już wiadomo, że idzie na burzę, wichurę i ogólnie armaggedon. Niestety jednak, życie nie zaproponowało mi posady papugi kapitana piratów, tylko codzienność zwykłej Sylwii. W efekcie odkąd świat zmienił się na bardziej jesienny, mój mózg budzi się około godziny dwunastej. Moja głowa reaguje migreną na każdy deszczyk. A jeśli pada na przykład trzy razy dziennie, to ja…

  • O tym, jak (nie) zostać Quentinem Tarantino czarnych scenariuszy

    Ostatnio poczułam, że męczą mnie czarne scenariusze. Ale jakie czarne scenariusze? – myślicie pewnie. Czy człowiek, który tak się uśmiecha, jest zdolny do snucia jakichkolwiek scenariuszy, ciemniejszych choć odrobinę od żółtego, pięknego słonecznika? Ha-ha. Zdziwilibyście się. Cały czas dyskutuję sobie z moją wewnętrzną krytyczką na temat tego, jak bardzo źle/dobrze piszę teksty, ale w kwestii czarnych scenariuszy nie mam nawet cienia wątpliwości. Jestem Quentinem Tarantino czarnych scenariuszy. Moje czarne scenariusze wjeżdżają w moje życie jak góra lodowa w Titanica, a patent żeglarza po morzu zwątpienia wyssałam razem z mlekiem matki. Są ludzie, którzy na każdą szklankę w połowie pustą znajdą radosne uzasadnienie. Ja węszę podstęp i nieszczęście, gdy nadmiar wody…