Opowieści z miasta V.
-
Kochanica Mgieł
Kochanica Mgieł wyrosła na granicy mojego świata bez najmniejszego ostrzeżenia. Pojawiła się któregoś dnia – albo któregoś dnia po prostu ją zauważyłem – ale już następnego ranka, gdy spojrzałem na lekką koronkę jej kształtów, poczułem się tak, jakby miejsce na nią od zawsze tu było. Ale czy to możliwe, by żywy duch tkwił w czymś, co wyrasta z martwej ziemi? *** Zawiśniesz, Mosa, mówili wtedy w moim mieście wszyscy, którzy mnie spotykali. O moim stryczku gadały baby na targach i mieszczanie w oberżach, rzemieślnicy w warsztatach i altarystki w nawach Kawerny. Będziesz wisiał, kręcił głową mój szczery przyjaciel Agarion i wyjątkowo żaden przepis miejskiego prawa nie przychodził mu do głowy,…
-
Studnia od dech
Studnia od dech, tak na nią mówili w sąsiedztwie. Nikt nie pamiętał, dlaczego tu stała i kto z niej ostatni korzystał. Żaden znany mi człowiek nie wydobył z niej nawet kropli ożywczej wody, przesyconej słonym smakiem podziemi. Studnia od dech sterczała od lat na środku kamienicznego dziedzińca, gardziel miała zawaloną starych dechami, belami i innym rumowiskiem, a jej smętny kształt przypominał widmo, czające pod oknem. Któregoś razu skusiła mnie studnia od dech. Któregoś dnia – posępnego dnia, mokrego dnia – gdy wracałem do domu mojej matki, zatrzymałem się przy niej chwilę za długo. W okręgu dziedzińca widziałem matczyne okno, widziałem, jak wydobywa się z niego strużka dymu, zwiastująca posiłek, w…
-
Szczurołap
Czy gdybym mógł wybierać, zamieniłbym się z kimkolwiek? Nie zawsze. Nie w każdej chwili. Za nic nie oddałbym tych momentów, w których patrzę na kawernę veirańską z wysokości jej strzelistego dachu. Nie ma żadnego innego widoku na świecie, który tak bardzo doprowadzałby mnie do łez – wszystkie kamienne kształty starej budowli wygrzewające się w słońcu, dachy domów i zieleń świata, co rozpościera się za murami aż hen, po horyzont składają się na obraz, który zawsze mam w swoim sercu, skropiony łzami i krwią. Za nic nie oddałbym czasu, w którym mknę przez podbrzusza miejskich sfer, bo nie ma żadnego innego miejsca na świecie, które kochałbym tak mocno, jak moją Veirę.…
-
Nie teraz
Gdy staję na brzegu strzelistego dachu, nie ma wokół mnie towarzystwa. Jestem ja i przestrzeń, która kończy się w szarych mgłach horyzontu. Ja i mozaika dachów, które sterczą z tkanki ziemi jak rachityczne zęby bestii. Ja i misterna plątanina ulic, która rozściela się u moich stóp jak zagadka do rozwiązania. Ale ja nie przychodzę tutaj, by rozwiązywać łamigłówki. Ja przychodzę tu na pocałunek śmierci. Włażę na dach prastarej Kawerny zawsze wtedy, kiedy jestem kurewsko zły. To nie jest tak, że życie w moim mieście niesie korowody radości. Że karmi pysznymi pieczeniami sukcesów i poi najlepszym winem wygranych. Miasto Veira potrafi być potężnym kurwiskiem. A czasem nawet – wykidajłą, co z…