Żeglarka Nostalgicznych Mórz
Nigdy nie pomyślałam, że się odważę, a jednak siadłam za sterami Statku Wspomnień. Nie powiem, była to ciężka decyzja – tym bardziej, że do jej podjęcia zmusiły mnie:
- dwa wypchane żbiki ze strychu mojej babki,
- faun z lekko zbereźnego obrazu,
- moja własna prababka, którą poznałam tylko dzięki temu, że miała taką samą wadę wymowy, jak moja babka, matka i pół ciotek.
Tak, to nie była zwyczajna noc.
***
Tej nocy wracałam z baru krokiem bardziej niż mniej chwiejnym. Moje życie zdawało mi się bez sensu: byłam samotna, zmęczona pracą i poszarzałym światem. I nawet wypity alkohol nie był w stanie dodać temu wieczorowi wystarczającego uroku.
Dodał mi jednak odwagi do śpiewania, więc trochę sobie śpiewałam. Przez chwilę szła nieopodal mnie dziewczyna w białej sukience, co miała asymetryczną czerwoną plamę na piersi, jedyna istota oprócz mnie na pustej, nocnej ulicy. Jej obecność nie powstrzymała mojej śpiewaczej ekspresji. Potem ktoś z balkonu zaklaskał na moje nucenie. Tym lepiej, woda na mój muzyczny młyn. Tylko policjant pogroził mi palcem, gdy przechodziłam obok zaparkowanego przy bloku radiowozu, ale to nie zrobiło na mnie wrażenia. Nie zna się, dupek, pomyślałam, nie ma nic lepszego niż „Don’t Stop Me Now”, śpiewane przez alt skropiony solidnie irlandzkim piwem.
Weszłam między bloki i zatrzymałam się koło śmietnika. Brodaty menel krzyknął na mnie wtedy, żeby się poszła odlać jak dama, ale ja udowodniłam mu w trzech słowach, że żadną damą nie jestem. Przy śmietniku walał się niski stolik, dwie paprotki, a dębowa szafa otwierała swoje drzwi przetrącone jak skrzydła. Przyjrzałam się każdemu z bibelotów na tyle, na ile mogłam przez filtr irlandzkiego piwa, rozejrzałam się, czy menel został odpowiednio spłoszony moją demonstracją soczystych przekleństw i już miałam dyskretnie ściągać spódnicę, gdy nagle usłyszałam:
– ANIMISIĘWAŻ.
Rozejrzałam się strachliwie, ale nadal byłam sama.
– KOPNĘCIĘRAMĄWTENTYŁEK – głos znów się rozległ, gdy tylko położyłam dłonie na biodrach.
Zaczęłam szukać.
Zajrzałam do szafy i pod stolik, w doniczki dwóch paprotek i już miałam nurkować do śmietnika, gdy pojęłam nagle, kto do mnie mówi.
– COSIĘGAPISZJAKBABANAOBRAZ – burknął głos, a ja zbaraniałam.
– Bo ja jestem babą? – wybąkałam – a Ty jesteś obrazem?
Długowłosy faun, lekko przepasany złotą szatą na piersi poprawił liście figowe na swoim kroczu i wyszedł z obrazu, który stał tuż obok śmietnika. Zgłupiałam doszczętnie. Serce mi strzeliło jak armata, a irlandzkie piwo zniknęło jak moje szanse na emeryturę w liberalnej Polsce.
A to był dopiero początek.
***
Chciałam uciekać gdy faun zaklaskał w dłonie i zza krzaków wyszły dwa żbiki – wypchane, a jednak poruszające się z resztkami kociej gracji. Pamiętałam je. Stały u mojej babki i za dzieciaka bawiliśmy się w to, kto pierwszym trafi cukierkiem do ich pyska. Kto trafiał ostatni – przegrywał i zjadał cukierek, a razem z nim całą tonę chemicznego paskudztwa, które czaiło się w pyskach wypychanych bydląt.
Gdy je zobaczyłam znowu, brzydkie jak środek styczniowej nocy na blokowisku, zaniemogłam potężnie. Ale największa niespodzianka jeszcze na mnie czekała.
Pojawiła się nagle na niebie, zasłaniając sobą gwiazdy. Wpłynęła nad śmietnik majestatycznie, a jej cień kładł się na blokowisku jak grudniowa chmura. A kiedy zza jej burty – tak, do chuja, to miało burtę – spłynęła lina i zjechała po niej kobieca postać, potrzebowałam chwili, by przypomnieć sobie, jak się mówi.
– Prababcia Klotylda?
***
Żeglarz Nostalgicznych Mórz, tak się nazywała jej widmowa łajba, która szybowała po niebie każdej nocy. Oczywiście, prababcia była martwa i łajba była martwa, a nikt z zabieganych ludzi nie mógł jej zobaczyć. Faun – zwany Żorżem – robił za bosmana, choć nie było tam żadnej załogi, a dwa żbiki, gdy było trzeba, polowały na Rekiny Niepamięci i odgryzały im ogony, albo prały je łapkami po pyskach.
To powiedziała mi moja prababcia tej nocy, stojąc pod widmem statku przy śmietniku, za którym chwilę temu jeszcze chciałam się wysikać.
Gdy lina ze statku przysunęła się do mnie jak kot, ja spojrzałam na nią i pozwoliłam się jej opleść.
Nie wiem, dlaczego to zrobiłam.
***
– Wyobraź sobie wspomnienia – powiedział Żorż, gdy stałam już na pustym pokładzie widmowego statku – Wspomnienia tak samotne, że szybują po świecie i wyją za oknami. Wy na to mówicie: duchy, zjawy, upiory. A my wiemy, że to zgubione okruszki przeszłości, które chcą wrócić do swojego świata.
– Nie dziw się, że na Ciebie padło – powiedziała prababka Klotylda, biorąc się pod bok jak najprawdziwszy pirat – do stu fur beczek dynamitu, jesteś moją potomkinią i płynie w Tobie moja krew. Powiedz, czy ty czasem widzisz rzeczy? – machnęła nogą w koronkowych galotach, jakby chciała zatańczyć kankana, poprawiła sobie pirackiego kapelusza i wydobyła zza pasa lunetę.
Czy widzę? Kurwa mać, ja im chwilę temu śpiewałam, pomyślałam o dziewczynie z asymetryczną plamą na piersi.
– My też widzimy – odezwały się żbiki, a moja zdolność do zdziwienia skończyła się w tym momencie – rozpoznajemy człowieka, który słyszy inne głosy. Człowieka, który będzie Żeglarzem Wspomnień. A do tego: wyczyści nam czasem fantomową kuwetę i sypnie księżycowej karmy.
Przysięgłabym, że gadziny wyszczerzyły krzywe pyski w uśmiechu.
***
Od tamtej pory nie lubiłam fantomowej kuwety, ale musielibyście poznać tę technologię, żeby ją zrozumieć. Nigdy jednak więcej moja noga nie postała na ziemi.
Od tamtej pory ja byłam Żeglarką Wspomnień i szybowałam z moją prababką po Nostalgicznym Niebie.
Wtedy dopiero zobaczyłam przerwane ludzkie historie. Krążące po ziemi pytania kobiet, które same nie rozumiały siebie i snujące się bezpańsko nad ludzkim światem odpowiedzi ich babek, które już przekroczyły progi wszelkiej wiedzy. Zbolałe serca, które zapomniały o swoich naturach i echa tych natur które nie mogły odnaleźć swojego miejsca. Smutki na twarzach kobiet i wspomnienia najpiękniejszych chwil, które samotnie błąkały się pod księżycem.
Prababka mi wszystko pokazała.
Łowiłam je, łączyłam je, zszywałam srebrnymi nićmi snów i otulałam czerwoną płachtą uczucia. A kiedy noc się kończyła, kobiety budziły się szczęśliwe – w objęciach chwil, o których zapomniały, z pamięcią o babkach, z odpowiedzią na wiele, najbardziej krwistych pytań.
Czy kiedyś to zrozumiałam?
Nie.
Czy kiedyś żałowałam?
Zupełnie.
Stanęłam na granicy świata ludzi i zjaw, z moją babką i gromadą postrzelonych istnień u boku. Stworzyłam się i urodziłam na nowo, a wdzięczne wspomnienia czasami odwiedzały mnie i grzały się w światłach naszego żeglowca.
I tak żyję, tak łączę serca z chwilami, a jeśli mnie kiedyś spotkacie….
Nie musicie mieć oczu szeroko otwartych, gdy czaicie się obok śmietnika. Ja jestem Żeglarką Wspomnień i poznam wszędzie serce innej Żeglarki – zmysły tak czułe na przeszłość, że w noc niepamięci jaśnieć mi będą najcieplejszym światłem.
Kiedy rzucę Wam linę, nie bójcie się ująć ją w dłonie.
Świat potrzebuje Żeglarek, które dopowiedzą zbłąkanym sercom ich najważniejsze historie.
Tekst stworzony podczas pisania na żywo u Aleks Makulskiej.