książki

Nic mi nie mówią liczby i gwiazdki

O ocenianiu książki

O szkolnych ocenach nie myślimy dobrze. Dorosłość dość szybko pokazała nam, że konstrukt, który opiera się na przyznawaniu wartości cyfrowych za wiedzę i kompetencję żywych ludzi może był fajny w XIX wieku, ale teraz – nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Pomstujemy na nauczycielki, które zabiły w nas pasje ocenami. Wspominamy zdolności, które stanęły w miejscu, bo ktoś dał nam tę jedną jedynkę za dużo, nie biorąc pod uwagę tego, że możemy być zdolni, tylko nasz mózg potrzebuje innych metod nauki. Pięć cyferek to przecież zdecydowanie za mało, by ująć wszystkie talenty, słabości i potrzeby młodego człowieka.

A mimo to jednak, radośnie skaczemy w odmęty internetowych portali i ciskamy książkom od jednej do pięciu gwiazdek.

O co chodzi?

Wszystkie zgrzyty przy ocenach książki

Na starcie wyjaśniam od razu – nie mam nic do ocen opisowych. Za totalnie pomocne uważam komentarze innych czytelników na Legimi czy Lubimy Czytać, które informują mnie o tym, jakie wątki są w książce, a jakich nie ma, co wyszło w niej super, a co – lepiej byłoby poprawić. Czasem działam przekornie – gdy ktoś pisze, że minusem jest brak wątku romantycznego, to ja rozpatruję to w kategorii plusów.

Ale gwiazdki i stopnie?

Gardzę.

Po pierwsze, czuję, że to jest totalnie nieobiektywne. Za gwiazdką czy cyfrą nie idzie nic – to pusta wartość rzucona w internetowy eter, która daje złudzenie wiedzy. Książka ma 1 gwiazdkę, więc wiesz, że jest słaba – ale czy wiesz dlaczego? A może Tolkiena oceniała miłośniczka polskich rodzinnych dramatów i oburzyło ją to, że w książce nie ma ani jednego rozwodu?

Po drugie mam wrażenie, że książki są zbyt skomplikowanym tworem, by oceniać je w skali sztywnej jak drewniana linijka. Od 1 do 5 to można ocenić hamburgera w Maku, a i tak do końca nie wiadomo, czy 1 nie przyznali ludzie, którzy trafili na kiszonego ogórka, którego ty akurat lubisz. Książki żyją. Pracują w nas. Mają wątki, które wracają do nas po czasie. Budzą w nas myśli i uczucia, które czasem potrzebują poleżeć, wykiełkować, przemieszać się z okruszkami codzienności naszego życia.

Takim przykładem jest dla mnie „Utonęła” Theresy Bohmann. W skali gwiazdek dałabym jej 2 albo 3. Nie moja tematyka, wkurzający bohaterowie, rodzinna drama, zero fantastyki, najgorzej. A jednak – ta książka do mnie wraca. Często o niej myślę.

No i co – 1 gwiazdka, czy 5?

Po trzecie, nie podobają mi się zjawiska, które rodzą się dookoła oceniania przez stopnie czy gwiazdki. Dawanie 1 gwiazdki książkom przed premierą, ciskanie 1 gwiazdki po przeczytaniu darmowego fragmentu w sieci – to sytuacje, które przydarzyły się znanym mi twórczyniom. Nie chcę takiego świata. Nie chcę takiego internetu. Mam wrażenie, że przestrzeń, stworzona do tego, by nas łączyć pomimo różnych granic, zaczyna nas coraz bardziej dzielić. Social media przestają zdecydowanie być „social”, miejsca wymiany opinii stają się miejscami, gdzie płoną bezsensowne kłótnie. Coraz mocniej czuję, że nie nauczyliśmy się jeszcze żyć w świecie z internetem, a wszystkie nieczyste zagrania wokół ocen tylko utwierdzają mnie w tym odczuciu.

Ocenianie na gwiazdki czy stopnie prowokuje różne instynkty i stwarza okazję do łatwego hejtu.

A tych już i tak jest w sieci za dużo.

Jedno marzenie o świecie książki i nie tylko

Refleksja o ocenianiu przypomina mi także o tym, że mam swoje małe marzenie. Marzy mi się, że żebyśmy jako społeczeństwo zostawili za sobą wreszcie współzawodnictwo i rywalizację.

Rywalizowaliśmy od początku cywilizacji. Oparliśmy swój świat na założeniu, że można wyżej, i lepiej, i szybciej, że zawsze jest jakiś sufit, który można przekroczyć, że od każdego najlepszego zawsze może być ktoś lepszy, a przy każdym „dzisiaj” już majaczy lepsze „jutro”.

No i teraz jesteśmy kolokwialnie mówiąc w dupie.

Bo okazało się, że nasza planeta nie jest torebką Hermiony i nie ma nieskończonych granic. Skończyły się ziemie do odkrycia i coraz trudniej zyskać tytuł „pierwszy”. Problemy, jakie mamy globalnie, wymagają od nas czegoś zupełnie innego – empatii i współpracy, działania „razem”, a nie działania „kto pierwszy”.

Krzywo patrzę zatem na kilkugwiazdkowe ocenianie – bo dla mnie to mała gałąż tego wielkiego drzewa, z którego najwyższy czas złazić.

Drzewa współzawodnictwa i rywalizacji.

Dlatego czuję, że oceny zgrzytają mi w świecie książek. To przecież żywa tkanka. Na różne momenty w życiu potrzebujemy różnych opowieści. Nie ma co się zamykać między 1 a 5, nie ma co wyrokować po gwiazdkach.

Marzy mi się świat książek – pisarzy i czytelników – który jest wspólnotą, a nie wiecznym konkursem.

Bo książka, której ja dałam 1 gwiazdkę, dla Ciebie może być książką życia.

I nie chcę, by moja ocena sprawiła, że odłożysz ją na półkę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *