Blog

  • powieści Sylwii Dec

    O powieściach, podróżach i plikach Excela

    Ostatnio pomyślałam sobie, że nudzi mnie elitaryzowanie sztuki i pisania. To gadanie o ambitnej prozie. To przyklejanie łatek prostego czytadełka dla książek, które pobudzają emocje tysięcy ludzi i łatek wielkiego dzieła dla tych, które pobudzają trzech krytyków. To ocenianie tego, kto czyta i co czyta – z założeniem, że jeśli sięgasz ku tej konkretnej półce w księgarni to na pewno jesteś tym konkretnym człowiekiem. Jakby okładki książek były pytaniami w tanim psychoteście. A w te lato to znudzenie uderza mnie coraz bardziej. To lato jest momentem, gdy pisanie i tworzenie czuję nie w ideach, tylko w materii. Nie chcę rysować cienkim ołówkiem na delikatnym papierze. Może słodkie serduszko, może eleganckie…

  • O baśniach, pociągach i burzach przedwiośnia

    Od stycznia robię we wtorki szaloną rzecz, by spotkać baśnie. Wsiadam o piątej rano w pociąg. Jadę z Białegostoku do Warszawy, ale tak naprawdę – dosypiam, kończę te sny, które musiałam przerywać o trzeciej nad ranem. Z Dworca Centralnego wsiadam w autobus – jadę do warszawskiego biura mojej firmy. Tam pracuję osiem godzin, potem idę na kolejny autobus, śmigam na drugą stronę Warszawy i jestem. Wtorkowe wieczory spędzam na kursie opowiadania historii na żywo. Nie planowałam tego zupełnie, choć zgrało się idealnie z moim najnowszym projektem. Po prostu znalazłam informację, a może to informacja znalazła mnie, i tak już tam sobie jestem. I wiecie co? Choćbym nie wiem, jak zmęczona…

  • Sylwia Dec

    7 małych-wielkich rzeczy, które zrobiłam w 2022 (i 2, które planuję na 2023)

    Pierwszy wydany e-book, pierwsza strona, pierwsza ukończona powieść – w roku 2022 sporo się działo. Ale lekcja, jaką z tego wyniosłam, jest bardzo nieoczywista. Zapraszam więc na opowieść o minionym roku, na małe spoilery co do kolejnego roku i na mój ulubiony życiowy wniosek z tych 12 miesięcy. Rzecz 1: Przetrwałam Być może jakiś coach sukcesu dostałby zawału na wieść o tym, że coś takiego otwiera moje podsumowanie. Ale pardon, first thing first, dokładnie #takbyło. W rok 2022 wchodziłam z pochlastanymi nerwami i jednym wielkim znakiem zapytania. Nie wiedziałam, co dalej robić ze sobą w życiu, żeby nie zwariować. Moje pokolenie miało w szkole przysposobienie obronne – ale nikt nie…

  • E-book i inne cuda

    O tym, jak stanęłam za ladą Sklepiku z Kosmosami

    Mam takie zdjęcie w telefonie, które zawsze będzie mi przypominało czas, gdy powstawał mój pierwszy e-book. Na tym zdjęciu mam krótkie spodnie, bluzę w kwiaty i obłęd w oczach. Siedzę na swojej kanapie, w jednym ręku trzymam kawałek pizzy, w drugiej – złoty kubek, który kryje w sobie wino. Zdjęcie robi mój mąż – jedną ręką, bo w drugiej także lawiruje z pizzą. Czy to fotka z imprezy? Czy to fotka z kacowego poranka? Ależ skąd! Tą fotkę można by nazwać: jak naprawdę wyglądają pisarze po pracy. Zrobiłam ją 37 minut po odpaleniu Sklepiku z Kosmosami. *** Lata prowadzenia warsztatów nauczyły mnie, by na swojej liście Rzeczy Do Przygotowania się…

  • O deszczu, wilkach i Profesjonalnej Pisarce

    Gdybym nie wpadła na pomysł zarabiania za pomocą takiej czynności jak pisanie, mogłabym dorabiać jako barometr. Serio. Mogłabym być papugą, która siedzi na ramieniu kapitana piratów i drze mordę, jak ma iść deszcz. Wyczuwałabym go znikąd. Dookoła piękne morze, bezchmurne niebo, spokój i łagodny wietrzyk, a tu nagle rozlega się mój wrzask. I już wiadomo, że idzie na burzę, wichurę i ogólnie armaggedon. Niestety jednak, życie nie zaproponowało mi posady papugi kapitana piratów, tylko codzienność zwykłej Sylwii. W efekcie odkąd świat zmienił się na bardziej jesienny, mój mózg budzi się około godziny dwunastej. Moja głowa reaguje migreną na każdy deszczyk. A jeśli pada na przykład trzy razy dziennie, to ja…

  • O tym, jak (nie) zostać Quentinem Tarantino czarnych scenariuszy

    Ostatnio poczułam, że męczą mnie czarne scenariusze. Ale jakie czarne scenariusze? – myślicie pewnie. Czy człowiek, który tak się uśmiecha, jest zdolny do snucia jakichkolwiek scenariuszy, ciemniejszych choć odrobinę od żółtego, pięknego słonecznika? Ha-ha. Zdziwilibyście się. Cały czas dyskutuję sobie z moją wewnętrzną krytyczką na temat tego, jak bardzo źle/dobrze piszę teksty, ale w kwestii czarnych scenariuszy nie mam nawet cienia wątpliwości. Jestem Quentinem Tarantino czarnych scenariuszy. Moje czarne scenariusze wjeżdżają w moje życie jak góra lodowa w Titanica, a patent żeglarza po morzu zwątpienia wyssałam razem z mlekiem matki. Są ludzie, którzy na każdą szklankę w połowie pustą znajdą radosne uzasadnienie. Ja węszę podstęp i nieszczęście, gdy nadmiar wody…

  • O namiotach, balkonach i wyspach na horyzoncie

    Przez prawie cały miesiąc dozowałam sobie internet jak najpyszniejszą, acz szkodliwą bezę. Moje zdrowie mnie dopadło i musiałam się zatrzymać – zadbać o siebie i doleczyć ostatecznie to, co było niedoleczone. No więc zatrzymałam się, włączyłam tryb odpoczywania i im dłużej o tym myślę, tym bardziej czuję, że to świat, w którym chciałabym żyć w przyszłości. Nie jarają mnie technologiczne utopie, samochody jeżdżące bez paliwa, androidy o intelekcie większym niż połączone zdolności umysłowe połowy małego miasteczka – zacznijmy lepszą rzeczywistość od tego, że normalnym będzie odpoczynek i równowaga zamiast dzikiego zapierdolu. I mówię to ja – osoba, która jeszcze parę lat temu chronicznie nie lubiła się zatrzymywać. Zrobiłam więc sobie…

  • O sztuce, wilkach i galaktycznej bransoletce

    Ostatnio zdałam sobie sprawę, że nie po drodze mi z zamykaniem sztuki w galeriach. Z barykadowaniem jej murami recenzji i zachwytów ekspertów, z okładaniem jej mądrymi słowami, blichtrem, trendami i całym tym hałasem, który może kusząco wygląda, ale w środku jest pusty jak cholera. Czuję, że sztuka niewiele ma w sobie z takiego zamkniętego stworzenia, ograniczonego wąskim światem patrzącym na nią ludzi. Jeśli miałabym do czegoś porównać tworzenie, to przede wszystkich – do krwi. Do krwi, która wyznacza rytm życia organizmu. Do krwi, która łączy całe ciało w jedno, wszystkim częściom nadając jeden bieg. Do krwi, która pcha serce do przodu i pompuje ożywcze powietrze. Gdzie tu miejsce na piedestał,…

  • Na dzień dobry

    Nazywam się Sylwia i dorosłam do siebie. Paradoksalnie znaczy to, że sięgnęłam po złote gwiazdki i bordowe plamy akwarelowych chmur, a swoje misterne fantazje wypuściłam z szuflady. Tak, pisałam od zawsze. Tak, mówię o tym dopiero teraz. Dorosłam do sukni księżniczki z kosmicznej galaktyki, do cyrkla i linijki konstruktorki magicznego miasta, do zamyślonego uśmiechu nostalgicznej duszy. To taki moment, kiedy czuję się jak te dwie połówki mitycznej pomarańczy, które trafiają na siebie – tylko one wszystkie są we mnie, a tak poza tym, to w zasadzie jest ich trzy: ta nostalgiczna, ta magiczna i ta galaktyczna. A ponieważ ja kocham rytm słów i rytm zdań, to nawet te trzy przymiotniki…