przekonania

4 przekonania o twórczości, które powinny odejść do lamusa

Są takie rzeczy na niebie i ziemi, które budzą westchnienia zachwytu. Są też takie, które budzą ciarki żenady. I ja dzisiaj napiszę o tych drugich. Jeśli któreś z tych przekonań stanęło Ci kiedyś na drodze – możesz podzielić się swoją historią. A jeśli te przekonania goszczą w Twojej głowie, to zapraszam na tekst tym bardziej – może to dobra pora na wiosenne porządki?

Tworzysz rzeczy z misją? To po co Ci jeszcze pieniądze?

Mamy 2024 rok, a wciąż musimy mówić o tym, że wynagrodzenie to nie przywilej, tylko prawo. Szczególnie w świecie sztuki. Myślę, że każdy, kto kiedykolwiek próbował sprzedać coś, co stworzył, zna to zjawisko bardzo dobrze. Zrobiłaś chustę na drutach, która zajęła Ci kilka albo kilkanaście wieczorów? Super, zapłacę 30 zł. Napisałaś książkę? Wspaniale, to twoje hobby, po co mam ci jeszcze płacić? Opowiadasz baśnie dla dzieci? Twoja praca to przyjemność, no nie gadaj, że potrzebujesz jeszcze za to kasy. Zrobiłaś grafikę? Idealnie, to ja sobie kliknę „pobierz”, przecież to tylko wirtualny pliczek.

Niestety żadna z poniższych sytuacji nie jest wytworem mojej wyobraźni. Zadziwia mnie nieustannie, że rozumiemy totalnie konieczność płacenia za bochenek chleba, nowego laptopa, czy samochód – ale tam, gdzie pojawia się tworzenie albo praca z fajną, humanistyczną misją, zaczyna się łapanie za kieszeń. Bo przecież misja wystarczy na rachunki, a jak tworzysz, to i tak masz tyle frajdy, że ogarniesz jeszcze i bochenek chleba.

A ja chciałabym, żebyśmy poszli w drugą stronę. Mamy trudny świat. Tym bardziej potrzebujemy ludzi, którzy przez sztukę dotykają naszego serca, którzy podejmują działania na rzecz innych, którzy uczą i przekazują dobre wartości.

I tym bardziej warto wspierać ich, by mogli tworzyć piękne i dobre rzeczy.

Jesteś artystką? Nie możesz mieć nudnego życia

Imprezy, używki, zrujnowane zdrowie, rozwalone relacje… i wena. Wena, która spływa na ciebie akurat wtedy, gdy walasz się w życiowym rynsztoku. Wena, która wypnie się na ciebie i pójdzie precz, gdy tylko spróbujesz ułożyć swoje życie.

To jest przecież to słynne artystycznie życie, nie?

No nie.

Są takie momenty, kiedy jest trudno. Kiedy cierpisz, kiedy serce boli, kiedy wszystko się wali. Można wtedy złapać za pióro, za pędzel, za ołówek i przelać te wszystkie emocje na papier. Ba, prawdopodobnie powstanie wtedy ważny tekst – taki, w którym wiele równie cierpiących ludzi odnajdzie siebie.

Ale to nie jest reguła.

Równie dobrze możesz tworzyć poruszające rzeczy, mając u boku ukochaną osobę, ulubionego zwierzaka i własny, bezpieczny zakątek. Ba, może nawet bezpieczeństwo w relacjach sprawi, że w swoim tworzeniu pójdziesz dalej. Odważniej. Pewniej. Powtarzamy frazes o wychodzeniu ze strefy komfortu, zapominając o tym, że do rozwoju potrzebujemy nie tylko wstrząsów, ale też poczucia bezpieczeństwa właśnie.

Czytasz romanse? To co ty wiesz o książkach?

Wartościowanie ludzi na podstawie a) czytania książek, b) rodzaju czytanych książek, powinno odjechać tym samym pociągiem, co pruski system szkolnictwa i patriarchat. Czytasz romanse? Uuu, na pewno jesteś pustą laską. Czytasz Prousta? Och, na pewno jesteś intelektualistką.

A co, jeśli sięgasz po romans, bo lubisz się odstresować po wymagającej pracy, a Prousta wybierasz nie tylko z ciekawości, ale też z chęci zaimponowania znajomym?

Lubimy używać książek jako łatek. Ale wszelkie łatki to broń obosieczna, która daje złudzenie ogarniania tematu. Nawet, jeśli 99% ludzi dookoła nas wpisuje się w jakąś łatkę – lub mówiąc bardziej socjologicznie, tezę – to zawsze może przyjść ten, który wpisuje się w 1%.

A poza tym, jak pisałam już powyżej, mamy trudny świat. Mamy też złożony świat. To nic złego, że czasami potrzebujemy rozrywki albo odpoczynku. To nic złego, że czasami nie mamy siły na czytanie książek. To nic złego, że bardziej niż książka przemówił do nas film, czy serial. A snobowanie się przez sztukę kłóci się z jej naturą.

Sztuka nie jest od tego, żeby się nią snobować.

Sztuka jest od tego, żeby poruszać.

I czuję, że bliższy mojemu rozumieniu sztuki jest romans czy powieść fantasy, nad którą kolejne czytelniczki wylewają łzy, czytając ją po raz kolejny, niż przeintelektualizowane dzieło, nad którym spuści się trzech krytyków.

Książka z self-publishingu to nie książka

Tę część tekstu zacznę od kontrowersyjnego wyznania. Tak, jak też byłam w tym teamie. Tak, mi też się wydawało, że co to za książka, którą sobie ktoś sam wydał, przecież w dzisiejszych czasach można napisać byle szajs i to opublikować, to nie ma sensu, jeśli nie podpisało się pod tym żadne wydawnictwo.

No i teraz już nie jestem w tym teamie.

A dlaczego?

Ano dlatego, że przestałam o self-publisherach myśleć, a zaczęłam ich czytać #badumtss.

Dzięki temu zrozumiałam dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, sposób wydania nie gwarantuje jakości. Są słabe książki, wydane przez duże wydawnictwa, są świetne książki, wydane w self-publishingu. A po drugie, mam wrażenie, że rynek self-publishingowy szybko dogania wielkich wydawców pod względem jakości, oferując zarazem coś, na co czasami nie ma miejsca w trybikach dużej, spiętej planami finansowymi firmy – książki o świeżym i oryginalnym podejściu.

Tyle refleksji ode mnie. Daj znać, co myślisz w komentarzu – a jeśli masz swoje typy na listę przekonań, które powinny już skończyć karierę na świecie, podziel się nimi koniecznie <3 W końcu rzeczy zmieniają się wtedy, kiedy zaczyna się o tym mówić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *